Lato było gorące. Powietrze suche. A ludzie kryli się pod
dachami, lub jeśli już zmuszeni byli iść tą drogą ku swemu celowi, szli szybko,
co chwilę chusteczką ocierając czoło, spiesząc się by jak najszybciej uchronić
swe głowy i karki przed palącymi promieniami słońca.
To jednak nie przeszkadzało Natsu. Lubił taki gorąc. Czuł
się w nim aż dobrze. Jak jaszczurka, która musiała się nagrzać, leżąc w pełnym
słońcu i odpoczywając.
Jak salamandra.
Cmentarz o tej porze, zarówno roku jak i czasu, był dość
pusty. Ludzie, którzy tu byli, przyszli najpewniej tylko przez wzgląd na
rocznicę śmierci czy urodzin zmarłych. Lub z innych, równie ważnych powodów.
Ale co go mogło to obchodzić?
Szedł między grobami bardziej lub mniej wyrafinowanymi, a
wszystkie płyty nagrobny były takie same – mieszały się, tonęły w dominującym
kolorze szarości lub czerni. I tylko kolorowe znicze i kwiaty wyróżniały się na
tle tej pogrążonej w palącym świetle słońca ponurości.
Jego nie obchodziły te kwiaty, ni te znicze.
Szedł długo, niemal przez cały cmentarz, nim w końcu kucnął
przy jednym z nagrobków. Nim w końcu wyciągną rękę, nim oparł dłoń na gorącym
od słońca nagrobku, skromnym i nie wyróżniającym się soją czernią, z niegdyś
pozłacanym, teraz już niemal całkiem niewidocznym napisem.
Igneel Dragneel
- Tato – szepnął, zaciskając mocno dłoń na nagrobku.
Zupełnie, jakby to było ramię ojca. Chciał się go teraz uchwycić. Tak jak
wtedy, kiedy był dzieckiem…
Uciec do niego, wskoczyć mu na ramiona, wyżalić, powiedzieć
o wszystkim…
Nie mógł.
Nie mógł nic powiedzieć. Nie teraz. Nie po tym, kim się stał…
Już dawno przestał tego czarnemu nagrobkowi mówić wszystko,
co go spotkało w życiu.
- Błagam – cichy szept znowu opuścił jego usta. Drżący głos
całkiem się załamał. I schylił mocno głowę, kryjąc ją między ramionami, drżąc w
konwulsjach wstrzymywanego płaczu – nie patrz na mnie… Błagam, nie patrz na
mnie, tato… Nie chcę, byś mnie takiego obserwował…
Nie mógł się wyżalić. Nie mógł chwycić ramienia ojca za
ramię i czegoś mu powiedzieć. Nie było go przy nim…
Nie było go…
Został sam…
~*~
Wpieprzał lody.
To jedyne, co można było teraz o nim powiedzieć, kiedy się
spojrzało na tego chłopaka, co to siedział na łóżku ze skrzyżowanymi nogami, z
dużym opakowaniem lodów o trzech smakach w jednej ręce, w drugiej zaś ściskając
łyżkę i nabierając zimnego smakołyku garściami wpychał go sobie do ust.
- Nienawidzę lata – mruknął z ustami pełnymi słodkiej ochłody.
- Jest za sucho – Juvia dodała, również nabierając sobie
lodów i pakując je do ust.
Znowu siedzieli u niego. I znowu wpieprzali lody. Na razie
to były ich jedyne plan na wakacje. No, może poza tym, że czasem przeszli się
nad brzeg Sciliory, by skorzystać z pięknej pogody pluskając się w chłodnej
wodzie, tak jak większa część mieszkańców Magnolii.
Dzisiaj jednak nie poszli pływać. Głównie z powodu zwykłego
lenistwa, które nakazało im zostać w mieszkaniu, siedzieć jak te dzieci
specjalnej troski przed wentylatorem i schładzać się lodami, nie myśląc o tym,
że dzień, który mógłby być obfity we wspaniałe doświadczenia, po prostu
przecieka im przez palce.
Tak. Z pewnością ciekawszym zajęciem było dla nich zostanie
w mieszkaniu i narzekanie na tak piękną pogodę.
- Po wakacjach Juvia i Gray-sama będą chodzić do jednej szkoły – stwierdziła po raz
któryś tę oczywistą oczywistość Juvia. Chyba tylko z samej chęci nawiązania
rozmowy.
- Dwudziesty ósmy raz to mówisz. Liczyłem – Gray odpowiedział,
szczerząc się głupio, z ustami całymi kolorowymi od lodów, które wpieprzał jak
dziecko specjalnej troski. – Mam nadzieję, że do tej samej klasy. Będzie
ciekawie.
- Się zobaczy – dziewczyna wzięła chusteczkę i wycierając
nią usta Gray’a z resztek lodów – Juvia zawsze może trafić do innej klasy.
- Nie mów, bo zapeszysz.
Ta rozmowa nie różniła się praktycznie niczym od poprzednich
dwudziestu siedmiu. Choć powtarzali te same słowa, ona cieszyła się jak głupia
z faktu, że choć już prawie codziennie widuje się z Gray’em, teraz jeszcze więcej
czasu spędzą razem.
On zaś z rozbawieniem dostrzegał na jej twarzy te drobne
znaki jej zachwytu i kontynuował tą szopkę tak długo, jak wiedział, że czuła
się z tą świadomością szczęśliwa.
Juvia przechyliła lekko głowę w bok. I dziabnęła łyżką
czekoladową część lodów, nabierając ich trochę. Ale nie wpakowała ich do buzi
tak szybko, jak zwykle.
- Juvia jest ciekawa, czy Gajeel-kun też trafi do tej samej
klasy – mruknęła, wpatrując się w powoli topniejącą od gorąca tego dnia porcję
brązowych lodów na jej łyżce.
- Gajeel-kun? – Gray zaś nie mógł się powstrzymać. Od razu
podpytał ją, ciekaw, kim jest jego prawdopodobny rywal.
- Przyjaciel Juvii – wyjaśniła dziewczyna. I uśmiechnęła
się. – Dobry przyjaciel. Zawsze pomaga Juvii.
Te parę słów wystarczyło, by jego nastrój diametralnie się zmienił.
Spojrzał w bok, marszcząc brwi i z cichym prychnięciem wyciągnął łyżkę z ust.
- Przyjaciel, ta?
A ona wiedziała. Od razu zauważyła tą zmianę w nim. Uniosła
ręce, machając dłońmi w usprawiedliwiającym geście.
- Tylko przyjaciel, Juvia przysięga! Gajeel-kun jest dla
Juvii jak brat! Nic więcej!
- Mhm… - znowu prychnął.
Ale nim się zorientował jego twarz znowu znalazła się
przodem do Juvii. A powód był prosty – to ona opierając dłonie na jego
policzkach zmusiła go, by spojrzał na nią. Choć w jej dużych, pięknych oczach
tańczyło uczucie złości, jej policzki pokryły się głęboki rumieńcem, z
pewnością nie spowodowanym gorącem tego dnia.
- Juvia kocha tylko Gray-samę! – powiedziała, a on nie
wiedział, czy palnęła to bezmyślnie w natłoku prób usprawiedliwienia, czy naprawdę
przemyślała słowa, które właśnie opuściły jej usta.
Wybrał drugą opcję.
Ponieważ zaraz po tym wyznaniu, zamiast się speszyć i ukryć
twarz w dłoniach, zawstydzona, przyciągnęła go do siebie. I pocałowała go.
Jej usta były jednocześnie gorące i zimne. Emanowało z nich
ciepło jej ciała, gorąc uczucia, które zaś były schłodzone przez nadmierną
ilość lodów, które właśnie zjedli.
A smakowała jak te lody czekoladowe…
Nim zdążył odpowiedzieć na jej pocałunek, ona cofnęła się.
Czerwona jeszcze bardziej niż przed pocałunkiem puściła jego policzki, zamiast
tego chwytając się za swoje.
- Co Juvia właśnie zrobiła!? – jęknęła głośno, trzymając się
za policzki, którym koloru buraki mogły pozazdrościć.
A co zrobił Gray? To, co jako jedyne w tej chwili
przychodziło mu do głowy.
Czyli roześmiał się nagle głośno, jedną ręką chwytając się
za brzuch, drugą dociskając do czoła, jakby ten dziwny gest miał mu pomóc w
odzyskaniu spokojnego oddechu.
- I jeszcze Gray-sama się śmieje z Juvii! – tym razem
dziewczyna zdawała się bliska płaczu. A to natychmiast zatrzymało napad śmiechu
i sprawiło, że Gray bez namysłu wyciągnął ku niej ręce. I chwycił jej dłonie,
odrywając je od policzków dziewczyny.
- Śmieję się, bo jestem szczęśliwy – powiedział, szerokim
uśmiechem potwierdzając soje słowa.
Tym razem to on ją pocałował.
Ta bariera, która dotychczas rozdzielała ich wstydem, nagle
pękła pod dotykiem, który złączył ich ciała.
Obejmując ją mocno przyciągnął do siebie. A ona nie opierała
się, oddając pocałunek.
Nie wiedzieli nawet, ile czasu tak im minęło. Nie wiedzieli,
jak długo wiatrak rozwiewał im włosy i schładzał gorące ciała. Nie wiedzieli
nawet, jak długo te lody stały i topiły się powoli w upale. Kiedy tylko ich
usta oderwały się od siebie byli pewni tylko swoich przyspieszonych oddechów,
mocno bijących serc i głupich uśmiechów, które jako jedyne mogły wyrazić ich
radość, z miłości okazanej sobie nawzajem
po tak długim oddzieleniu wstydem.
~*~
- Leeeevyyyy-chaaaan ~ ! – jęknęła Lucy, leniwie
przekręcając się na ręczniku. I teraz leżała na plecach, „przód” swego ciała wystawiając
na promienie słońca.
To było najlepsze w lecie. Można się poopalać…
- Coooooooo? – dziewczyna spytała, również przeciągając
imię, zupełnie jakby naśladowała przyjaciółkę.
- Daaaaaj miiiii teeeeen sooorbeeeet ~ !
Levy wzięła stojący na kocu plastikowy kubeczek z truskawkową,
mrożoną zawartością. I w swym lenistwie wyciągając się najbardziej jak mogła,
ledwo dosięgnęła do ręki przyjaciółki. Ale udało jej się przekazać sorbet.
Znowu rozłożona na kocu pod dużym parasolem, skryta w cieniu
wróciła do książki.
- Chodź też się poopalać – powiedziała Lucy, dopijając
resztki nieco roztopionego, ale mimo to dalej zimnego sorbetu. Truskawkowy smak
był wyjątkowo słodki.
- Nie chcę – odpowiedziała dziewczyna, nie odrywając
spojrzenia od książki. – A ty, jak tak będziesz się wystawiać na słońce, szybko
się zestarzejesz.
- Oj tam. Młodym jest się tylko raz, trzeba korzystać ile
wlezie.
Tak, w tym jednym nie do końca się zgadzały.
W kolejny z tych gorących, letnich dni, one spędzały czas
siedząc na plaży. Otaczał ich śmiech i rozmowy ludzi, którzy również na brzeg
Sciliory rozłożyli swe koce i ręczniki, a także dzieci, które bawiły się w
wodzie pod czujnym okiem troskliwych matek.
Kolejny, nudny dzień się szykował. A przynajmniej dopóki
Lucy nie oderwała przyjaciółki od lektury.
- Levy, szybko, zobacz!
A ona z żalem odwróciła spojrzenie od tak cudownie
romantycznej akcji rozpisanej przez autora, chcąc wiedzieć, dlaczego
przeszkadza się jej w tak cudownej lekturze. A powód był prosty, acz nader
interesujący dla dziewczyn, które lubiły wiedzieć dużo.
Po piasku, wychodząc na palące słońce, Levy na czworakach
zbliżyła się do Lucy. I razem wpatrzyły się w interesującą scenę.
Laxus i Cana szli brzegiem. I chyba nawet nie zauważyli tej
dwójki obserwatorów. Nieświadomi, albo raczej zbyt skupieni na sobie szli przed
siebie w tym słońcu. Oboje, zamiast lodów jak każdy normalny człowiek, trzymali
plastikowe kubki pełne piwa. No ale czego się spodziewać po takich dwóch
alkoholikach jak oni?
O wiele ciekawsza była dla nich ogólna sytuacja, w jakiej
była ta para. Laxus szedł po piasku, podczas gdy Cana stawiając zamaszyste
kroki rozchlapywała wodę na prawo i lewo. A ich dłonie, splecione ze sobą,
kołysały się między nimi.
- Uhu… - mruknęła Levy, opierając podbródek na ramieniu
przyjaciółki. Obie uśmiechnęły się znacząco, tą samą miną i w tym samym czasie,
zupełnie jakby na chwilę ich umysły połączyły się w jeden. – Wakacyjny romans ~
!
- Jak słodko – dodała blondynka.
Ale zachichotały wesoło dopiero, kiedy ta para zatrzymała
się. Nie dlatego, że je przyuważyli. Cana stanęła na palcach, a kiedy jej stopy
obmyła lekka fala jeziora, on schylił swoją twarz ku jej. I ich usta złączyły
się w czułym pocałunku. Choć tylko na chwilę, to jednak i tak ten widok
sprawił, że dziewczyny cmoknęły znacząco, naśladując przesadny wydźwięk
pocałunku. I znowu zachichotały.
- Aż żałuję, że nie ma tu Natsu – powiedziała Lucy, kładąc
się znowu na ręczniku. A Levy wróciła na koc, kryjąc się przed słońcem.
- Och, on chyba tu jest.
Lucy nie zdążyła podnieść głowy i rozejrzeć się. Poczuła
tylko nagle jak czyjeś ręce unoszą ją szybko i silnie. Pisnęła przerażona,
panicznie uczepiając się tych ramion, kiedy jedynym co dostrzegła, to
zbliżająca się woda. Zimna i przejrzysta, która zaraz otoczyła ją i wypchnęła
powietrze z płuc.
Kiedy wróciła na powierzchnię i łapczywie wciągnęła
powietrze do płuc, usłyszała męski śmiech tuż obok siebie.
Natsu stał przed nią, śmiejąc się i w zwycięskiej pozie
opierając dłonie na biodrach. Jednak jego wesołość nie potrwała długo. Zaraz i
on znalazł się pod wodą, kiedy Lucy w geście odwetu wręcz rzuciła się na niego,
wytrącając go z równowagi i wpychając pod wodę.
A Levy, obserwując zajście z brzegu, uśmiechnęła się lekko,
choć niezbyt szczęśliwie.
Bo zazdrościła im. Zazdrościła, że mogą wspólnie i tak
wesoło spędzać czas. Ona też chciała mieć z kim być. Tak po prostu…
~*~
Odprowadzał ją.
A z każdym dniem, który spędził z nią, a spędzał ich sporo,
pogłębiał jego miłość do niej. Sam nie wiedział, jak to się stało, że kiedyś
był takim wrednym skurwysynem dla niej. Nie wiedział, jak mógł jej zrobić coś
tak okropnego.
Teraz, kiedy patrzył na jej roześmianą twarz, na jej piękne
oczy, kiedy brał ją w ramiona i czuł zapach jej płomiennych loków…
Kochał ją. I pewnie już nigdy nie przestanie. Była zbyt
wspaniała. I czasami się zastanawiał, czym sobie zasłużył na tak cudowną
dziewczynę.
Kolejny dzień spędzili na siedzeniu w parku i jedzeniu
lodów. Nic więcej im już do szczęścia nie trzeba było. Tylko oni… Nawet jeśli w
ciszy, to im wystarczyło.
Ale był coraz później. Słońce już zachodziło, a latem
wyjątkowo późno nastawał zmrok. Musiał więc ją w końcu odprowadzić do domu.
Kiedy stanęli w końcu przed drzwiami jej domu, objął ją
mocno i przytulił do siebie. A ona wtuliła się w jego tors, zaciskając dłonie
na jego koszuli.
- Do jutra – powiedział cicho, wręcz szepnął wprost do jej
ucha, całując zaraz jej skroń. Zapach jej cudownych włosów ogarnął go. – Kocham
cię.
- Ja ciebie też – odpowiedziała, stając na moment na
palcach, by ucałować jego usta. Jednak na tyle krótko, że nie zdążył
odpowiedzieć. – Do jutra.
Rozstali się. Tutaj, prze drzwiami jej domu znowu musieli
się rozejść na te parę godzin nocy. Tylko po to, by następnego dnia znów się
spotkać i spędzić razem cały, nudny dzień.
Wracając wsadził dłonie do kieszeni i uśmiechnął się do
siebie, nadal czując zapach jej włosów. A to sprawiało, że jego myśli krążyły
tylko wokół niej. Tylko wokół jej doskonałości. Nic nie mogło zniszczyć jego
szczęścia.
Ale wtedy zadzwonił telefon. Wciągnął go z kieszeni i ze
zdziwieniem spojrzał na wyświetlacz, odczytując imię osoby, która się do niego
dodzwaniała.
Odebrał.
- Coś się stało? – spytał do telefonu.
Odpowiedź nie nadeszła szybko. Ale mimo to czekał, nie
poganiał, idąc dalej tą ulicą, która prowadziła go do jego dom.
- Ja… - zaczęła Claire. I nagle usłyszał, jak pociągnęła
cicho noskiem. Zupełnie, jakby płakała… A głos jej drżał. – Ja przepraszam… Nie
byłam wstanie ci wtedy tego powiedzieć… Ja… Bałam się… Nie mogłam ci tego tak
powiedzieć… Wybacz mi… Toto, ja…
- Ty co? – spytał, martwiąc się coraz bardziej o stan
dziewczyny. Zatrzymał się, nie mogąc iść dalej, kiedy słyszał przez telefon jej
płacz.
A nawet odwrócił się, wracając w stronę jej domu.
- Toto, ja… Ja jestem w ciąży…
Potrzebował chwili, by przyswoić znaczenie tych słów. Ale
kiedy tylko zdał sobie sprawę, czego się dopiero co dowiedział, nie przystanął.
Ruszył jeszcze szybciej w stronę jej domu. Prawie biegł.
- Toto? – spytała.
Ale on biegł. Nie słuchał tego, co miał mu do powiedzenia
ten głupi telefon. Musiał ją widzieć. Musiał usłyszeć to prosto z jej ust.
Rozłączył się i ściskając dalej telefon w dłoni biegł w stronę jej domu, nie
zważając nawet na to, że wcześniej zdążył się zaledwie kawałek oddalić od jej
domu.
Biegł. Aż w końcu dobiegł pod same drzwi. I wtedy uniósł
rękę i zapukał, mocno i szybko uderzając knykciami o drewno, które rozniosło
odgłos silnie.
Zaraz drzwi otworzyły się. Choć przez chwilę bał się, że
zobaczy w przejściu matkę Claire lub jej ojca, a nie jego ukochaną, to szybko
odetchnął z ulgą. To jego dziewczyna otworzyła drzwi. I cała we łzach spojrzała
na niego, już nawet bez zaskoczenia, a po prostu z bezradnością.
Objął ją. Mocno przycisnął do siebie, a ona wtuliła się w
niego, tylko cudem powstrzymując się przed całkowitym rozpłakaniem.
Sam nie wiedział, co teraz powinni zrobić. Za to był pewny
tylko jednej rzeczy.
Nie zostawi jej. Nie ma najmniejszych szans, by ją teraz
opuścił.
~*~
Jednym z powodów, dla którego nie lubił lata, była
konieczność schowania jego ulubionej, skórzanej kurtki do szafy.
Ale za to glanów ni cholera się nie pobędzie! Ot co.
Drugim z powodów, dla których nie lubił wakacji, był brak
szkoły. Nie chodzi o to, że tęsknił za lekcjami i byciem „dobrym uczniem”. W
roku szkolnym przynajmniej miał gdzie iść. Mógł iść na te lekcje i, nawet jeśli
się nie uczyć, to jednak zostać gdzieś. A teraz, w wakacje…
Po prostu nie miał się gdzie podziać.
Połowa jego znajomych wyjechała na wakacje. Z tych, którzy
zostali, z żadnym nie kumplował się aż tak bardzo, by mogli spędzać razem czas.
A pozostała reszta… Cóż, mieli własne towarzystwo wakacyjne.
Z Jellalem udało mu się opić tylko zakończenie roku
szkolnego. A teraz nie widział go, bo spędzał czas z dziewczyną. To samo
Totomaru. Choć nadal ich relacje nie wróciły do tak przyjaznych, jak sprzed „incydentu”,
to mógłby z nim spędzić nieco czasu, włócząc się po uliczkach nieciekawej
reputacji, pijąc tanie wino pod sklepem lub po prostu ścigając się na motorach,
tak jak kiedyś.
Ale i on spędzał czas ze swoją dziewczyną.
A on został sam.
Wyciągnął papierosa z paczuszki. Wsadził go do ust. I
zapalił.
Chwilę po tym, jak dym wypełnił jego płuca, zakaszlał kilka
razy mocno i nieopanowanie. Ale tak nagle, jak go wzięło na kaszel, tak szybko
mu przeszło.
Tak po prostu.
Z ciekawości i z nudów szedł ulicami, kierując się do
szkoły, do której miał uczęszczać po zakończeniu wakacji. Chciał ją zobaczyć.
Porównać z Akademią Odwagi.
Tak po prostu.
Poza brakiem skórzanej kurtki nawet na wakacje jego strój
niewiele się zmieniał. Czarny T-shirt, spodnie moro i glany. Kolczyków z twarzy
tym bardziej nie miał zamiaru się pozbyć. I choć pod warstwą włosów było mu gorąco
w kark i plecy, też nie zamierzał ich ściąć.
Kiedy w końcu stanął przed bramą szkoły palcami chwycił
papierosa i wysunął go z ust, wydmuchując zaraz obłoczek dymu.
- No kurwa burżuazja – stwierdził cicho, wpatrując się w
duży budynek, który wyglądał niemal jak świeżo malowany. Trawnik obok wejścia
był idealnie, z dokładnością chyba milimetra skoszony, krzewy poobcinane, a
drzewa swymi rozłożystymi gałęziami dawały od cholery cienia.
- No kurwa mać, burżuazja – powtórzył, szczerząc się jak
głupi z rozbawienia. Znów wsadził papierosa do ust, zaciągając się dymem. –
Taka kurwa burżuazja, że aż tu nie pasuję.
Nie, żeby się z tego powodu jakoś specjalnie smucił. I tak
niewiele go obchodziło, gdzie chodzi do szkoły. Chciał ją tylko zdać i nie mieć
z nią nic wspólnego.
Po tym, jak zaspokoił swoją ciekawość odnośnie nowego
miejsca tego beznadziejnego, nudnego i dobijającego uczniowskiego życia, udał
się dalej w swoją drogę, która prowadziła go… Sam nie wiedział, gdzie. Błądząc
po Magnolii bez celu po prostu szedł, gdzie go nogi poniosą. A te, w swej
bezmyślności i swawolce, zaprowadziły go na plażę. Ludzie kąpali się w
przejrzystej, chłodnej wodzie Sciliory, dziewczyny opalały się…
No właśnie, dziewczyny. Skoro i tak nie ma co robić, to
czemu by nie popatrzeć na te młode ciałka, które tak wyeksponowane w bikini
domagały się uwagi?
Wyczuwając nagłą potrzebę znalezienia się wśród ludzi
(pięknych dziewcząt) na plaży, Gajeel bez wahania szybko postawił kroki w
stronę brzegu Sciliory. W ciężkich glanach ciężko mu było iść po piasku, a
niektórzy dziwnie na niego patrzyli, ale…
Co go to obchodziło?
Idąc plażą dyskretnie rozglądał się po opalających się
dziewczynach, które swym strojem kąpielowym bardziej lub mniej odsłaniały ciała
bardziej lub mniej zgrabne. I najpewniej nic nie zmieniłoby jego powodu, dla
którego tu był, gdyby nie jedna, niebieska rzecz, którą dostrzegł.
Bo aż za dobrze znał te błękitne włosy dziewczyny, z którą
ostatnio nie miał okazji pogadać, a która teraz siedziała na kocu pod parasolem,
kryjąc się przed promieniami słońca i wpatrując się w kogoś, kto kąpał się w wodzie,
a kogo Gajeel nie mógł odnaleźć wzrokiem.
To co, miał odwrócić się i pójść sobie stąd, skoro dopiero
co przyszedł? No kurde chyba nie.
Po prostu podszedł. I dopiero kiedy znalazł się
wystarczająco blisko Levy go dostrzegła. Uniósł rękę, w geście powitania.
- Hej – mruknął. I bez pytania o pozwolenie podszedł bliżej,
by usiąść na kocu obok dziewczyny. Nie musiała się nawet specjalnie przesuwać,
koc był wystarczająco duży dla nich.
- Cześć – odpowiedziała dziewczyna, uśmiechając się do niego
wesoło. Czerwona opaska odgarniała z jej czoła niebieskie kosmyki. A jednocześnie
idealnie pasowała do jej strój kąpielowego w czerwono-białe, poziome paski.
Wcześniej jakoś nigdy nie dostrzegł, ale kiedy teraz
spojrzał na jej nie ukryte spodniami czy spódnicami nogi mógł łatwo stwierdzić,
że są…
Idealne.
- Nie masz nic lepszego do roboty od siedzenia tutaj samej? –
spytał, siłą odwracając spojrzenie od jej nóg, które swoją idealnością kusiły
go, by ich dotknąć i posmakować miękkości i delikatności jej skóry.
Levy nic nie zauważyła. Albo udawała, że nie dostrzegła jego
spojrzenia.
- Nie jestem sama. Albo w sumie nie byłam – odpowiedziała,
znowu spoglądając na wody Sciliory. Zupełnie, jakby wypatrzyła tam kogoś
ciekawego. – Przyjaciółka była tu ze mną ale… Porwał ją chłopak.
Kiedy uniosła rękę, spojrzał w stronę którą wskazywała. I
rzeczywiście, dostrzegł tą cycatą blondynę, którą już kiedyś widział w
towarzystwie Levy. Nawet jak na jego iloraz inteligencji nie trudno było mu się
domyślić, że to ta jej przyjaciółka. I rzeczywiście, właśnie uciekała przed
jakimś różowowłosym chłopakiem, który goniąc ją chlapał wodą nie tylko
dziewczynę, ale i wszystkich dookoła.
- Aha – mruknął, wyciągając papierosa z ust i wydmuchując
obłoczek dymu. – Heh, jak przyjaciele znajdą sobie kogoś, nagle towarzystwo się
traci – powiedział.
Levy nie musiała mówić. Jej spojrzenie samo dało mu jasno do
zrozumienia, że powinien teraz tego papierosa zgasić w piasku i wyrzucić. Tak
też zrobił.
- Oho, czyżby i u ciebie podobna sytuacja? – podpytała, a
jej spojrzenie zaraz zmieniło się na wyjątkowo przyjazne po tym, jak zgasił swoje
uzależnienie.
- Ano – Gajeel podparł łokcie na kolanach, siłą
powstrzymując się przed wyciągnięciem kolejnego papierosa. – Pić nie ma z kim,
szlajać się i wdawać w bójki nie ma z…
- Gajeel! – pisnęła dziewczyna, nie dając mu dokończyć. A on
doskonale wiedział, o co jej chodziło.
- Żartuję mała, żartuję – mówiąc to wyciągnął rękę i
poklepał ją po głowie, mierzwiąc przy okazji jej włosy. A tak naprawdę to nie
żartował.
- To wcale nie jest śmieszne – mruknęła naburmuszona, poprawiając
opaskę.
Kiedy już na nią patrzył, jego wzrok sam z siebie powędrował
na jej nogi. Ale tym razem dostrzegł coś, co wcześniej jakimś cudem umknęło
jego uwadze.
Długa blizna z śladami szwów ciągnęła się przez jej udo,
wypominając mu wszystko, co się stało.
Levy tym razem dostrzegła jego spojrzenie. I wiedząc, o co
chodzi, podciągnęła kolana pod podbródek, obejmując nogi rękoma tak, by w miarę
zakryć bliznę.
Ale to nic nie zmieniło. Zdążył zobaczyć tą bliznę.
- Jak twoja noga? – musiał spytać. Coś w jego podświadomości
kazało mu wypowiedzieć te słowa. I nie mógł tego powstrzymać.
- Dobrze – odpowiedziała, może trochę zbyt szybko. Ale ani
jemu, ani jej to nie przeszkodziło w dalszej rozmowie. – Naprawdę dobrze. Nie
musisz się tym przejmować, Gajeel.
- I tak będę – nie uśmiechnął się do niej, nie zmierzwił jej
włosów tak, jak powinien. Po prostu spojrzał w te jej duże, brązowe oczy,
niezwykle piękne. – Nawet jeśli minęło sporo czasu… I tak czuję się winny.
Lucy zaś widziała ich, rozmawiających, w tym momencie
wpatrzonych w siebie. I ze znaczącym uśmiechem zachichotała, a Natsu za cholerę
nie wiedział, o co jej chodzi.
~*~
Przynajmniej noc była chłodna. Po tak upalnym dniu to była
prawdziwa ulga.
Choć o tej porze powinna być już w domu… A mimo to siedziała
na plaży z nim, pod tym gwieździstym niebem, wsłuchując się w ten szum wody.
Po dłuższym siedzeniu tak noc mogła się zdawać nie tyle
chłodna, co wręcz zimna. Jednak i to nie było przeszkodą, kiedy czuła gorąc
bijący z ciała chłopaka.
Kiedy czuła ten gorąc na sobie. I w sobie.
Zapomnieli, że są na plaży. Nie obchodziło ich, że to
miejsce publiczne, choć o tej porze nie było tu nikogo. Nie interesował ich
fakt, że nie powinni tego robić. A mimo to…
Jego ciało, które przyciskało jej do koca, tak przyjemnie
gorące, nie pozwoliło jej nawet pomyśleć o tym, że powinni przestać. Chciała
tylko czuć go dłużej, więcej… I tylko to się dla niej liczyło.
Erza aż westchnęła z zachwytu, kiedy jego duże, ciepłe
dłonie przesunęły się po skórze jej brzucha, w pieszczocie pnąc się w górę i
jednocześnie podwijając jej bluzkę. Jellal aż westchnął z zachwytu, kiedy mógł
poczuć jej idealnie kształtne ciało, które teraz leżało przed nim, czekając na
jego ruch.
Wykonał ten ruch.
Schodząc niżej z pocałunkami pogrążył się w pieszczocie jej
piersi, które odsłonił i ukazał po podwinięciu jej bluzki. Dotknął ich,
ucałował, pieścił je. A ona wzdychała z przyjemności, poddając się jego
dłoniom, które teraz mogły sięgnąć po wszystko to, o czym marzył od dawna.
Jednak nie poprzestał na piersiach. Choć te kusiły go swym
kształtem, swą miękkością i delikatnością, wiedział też, że ma całą resztę jej
ciała do dopieszczenia. A on nie miał zamiaru zapomnieć o nawet najmniejszym
fragmencie jej samej.
Jego dłonie sunęły w dół po jej talii. Wiedział, że
uwielbiała, kiedy jej dotykał. Sama jej rozkoszna reakcja wystarczyła, by
zapewnić go o tym. Wiec dotykał jej. Sunął swoimi dłońmi po jej idealnie
miękkiej, delikatnej skórze, w pieszczotach schodząc coraz niżej i niżej.
Zsunął jej spódniczkę z bioder, odsłaniając jej bieliznę. A
Erza nie oponowała, kiedy i tej części garderoby pozbył się.
Jego głowa znalazła się między jej nogami, a dłońmi
przesunął po jej udach, pieszcząc jej skórę. Usta i język wzięły się do roboty.
Kiedy całował ją, lizał, wręcz badał jej najwrażliwsze punkty, ona jęknęła,
wplatając dłonie w jego włosy. A on nie mógł też pozwolić, by ktoś ich
usłyszał. By zwrócili niepotrzebną uwagę…
Przesunął dłonie w górę. Jedną z nich zatrzymał na jej piersi.
Drugą dotknął jej ust. Erza sama przyjęła do ust dwa jego palce, zamykając na
nich usta i tłumiąc kolejny jęk. Jellal poczuł kolejną falę podniecenia, która
sprawiała, że chciał się aż na nią rzucić, nie czekać już na nic więcej.
Nie czekał na nic więcej. Ona była gotowa. On był gotowy.
Rozpiął spodnie, zsuwając je nieco. Znowu to jego biodra
zajęły się między jej udami. Była mokra. Była podniecona. Była gorąca. Niczego
więcej nie było trzeba, by mógł obdarzyć ją czymś… Wyjątkowym. By mogła poczuć
się wyjątkowa.
Kiedy wszedł w nią od razu mógł poczuć, że to jej pierwszy
raz. Zwłaszcza, kiedy zdał sobie sprawę, że przebił jej błonę dziewiczą i kiedy
ona jęknęła głośno, nawet pomimo jego palców w ustach.
- Ciii… - szepnął jej do ucha, pochylając się i obejmując ją
jedną ręką.
Drżała. Wtulona w niego drżała od tego nagłego bólu, który
poczuła. A jednocześnie nie odepchnęła go, ani sama nie odsunęła się. Objęła go
rękoma mocno, wtulając w niego. Poruszyła głową, a jego palce wysunęły się z jej
ust.
Kiedy ona ucałowała jego szyję, obdarzając go tym słodki
uczuciem ciepła, on znowu wykonał ruch. Powoli i spokojnie wszedł w nią
głębiej, czując jednocześnie niewyobrażalną przyjemność z jej nieskalanej przez
nikogo wcześniej ciasności.
Aż miał ochotę nie bawić się w tą delikatność i wziąć ją
tak, jak na prawdziwego faceta przystało.
Ale chciał, by to było dla niej niezapomniane doświadczenie.
By nie żałowała ani tego, że na to pozwoliła, ani tego, że go w ogóle poznała.
Obejmując ją mocno i przyciskając do siebie nie przestawał.
Wszedł w nią cały, a kiedy tylko doszedł do tego momentu, a ona zagłuszyła jęk
na jego szyi, zaczął powoli się wysuwać, sprawiając jej jeszcze więcej
przyjemności.
I jeszcze więcej przyjemności samemu sobie.
Tamtej nocy kochali się po raz pierwszy, tak namiętnie i z
taką miłością, zapomniani przez cały świat, a ich jedynym świadkiem były
gwiazdy świecące wysoko na czarnym niebie.
~*~
Choć na zewnątrz było tak gorąco, w białym pokoju szpitalnym
było chłodno dzięki klimatyzacji. Dzięki temu mogła tu siedzieć, nie męcząc się
gorącem lata.
A chciała tu siedzieć.
Freed leżał wpatrzony w okno, zupełnie jakby nie zdawał
sobie sprawy z jej obecności. Jego skóra z dnia na dzień stawała się coraz
bledsza, jego oczy wręcz puste… A przez chemioterapię zdążył stracić wszystkie
włosy.
Siedząc obok niego na krześle, swoja dłoń trzymała na jego.
Gładziła kciukiem jego skórę, w tej lekkiej ale ciepłej pieszczocie starając
się wyrazić wszystko to, czego do tej pory nie mogła.
A on patrzył w okno, zupełnie jakby nie wiedział, że tu
jest. Zupełnie, jakby nie czuł jej dotyku.
Może rak mózgu postępował tak bardzo, że uszkodził jego
nerwy? Może naprawdę jej nie czuł? To była okropna myśl. Tak bardzo straszna, a
zarazem realna. A mimo to nie chciała tego przyjąć do wiadomości.
Jeszcze niedawno nie siedziała przy nim tylko ona. Laxus,
Bickslow i Evergreen byli tutaj odwiedzić przyjaciela. Siedzieli od rana, dość
długo, dotrzymując mu towarzystwa. Mówili o tym, co się dzieje w Magnolii. Ale
Freed i tak nie słuchał… Wpatrzony w okno pokoju zdawał się nie dostrzegać, że
ktokolwiek był w tym pogrążonym w bieli pokoju.
A ona płakała. Tak bardzo płakała, przygarbiona, zaciskając
swoją dłoń na jego, drżąc i szlochając w bezsilności. Nie wiedziała nawet, kiedy
ciało odmówiło jej posłuszeństwa. Może to z wyczerpania po całym tym czasie,
jaki spędziła w tym samym miejscu, w tej samej pozycji? Nie wiedziała.
Jej ciało zsunęło się z krzesła. Klęcząc na zimnej, białej
podłodze, uczepiona jego ręki przycisnęła czoło do jego dłoni.
Płakała. Tak bardzo płakała, nie mogąc nawet powstrzymać
tego żałosnego jęku czystej rozpaczy.
A Freed zdawał się nie dostrzegać, że tu jest.
~*~
Peron był trochę zatłoczony.
Mówiąc trochę, Bickslow miał na myśli prawdziwy tłum ludzi,
który ściśnięty czekał niecierpliwie na przybycie pociągu, który miał ich
zabrać… Nie wiedział gdzie. I niewiele go to obchodziło. On czekał tylko na tą
jedną jedyną osobę, która miała przybyć najbliższym pociągiem.
Czekał. Z dala od tego tłumu, który tłoczył się, cisnął,
rozpychał ramionami… Nie chciał się w to mieszać. Wolał z daleka obserwować.
Pociąg zajechał na peron niedługo po tym, jak damski głos
poinformował o nim ludzi, którzy jeszcze bardziej się ścisnęli na tą
informację, zupełnie jakby się w swoim ciasnym gronie bili o to, kto pierwszy
wsiądzie.
Jednak i tak to wysiadający mieli pierwszeństwo. Choć nie
wszyscy się stosowali do tej zasady, to jednak tej osobie, na którą czekał,
udało się wyjść szybko i bezboleśnie, a potem przedrzeć przez tłum, ciągnąc za
sobą torbę, która chyba była za duża jak na tydzień pobytu w Magnolii.
Była niska, więc przez ten tłum nie mogła go dostrzec. Za to
on był wysoki i ani na chwilę nie stracił jej z oczu. A idąc w jej stronę
starał się iść tak, by tłum ludzi go nie przesłaniał. By i ona mogła go dostrzec.
I zobaczyła go. A w momencie, kiedy ich spojrzenia się
spotkały, dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Ruszyła w jego stronę tempem
szybszym niż spokojny chód. Jeszcze odrobinę szybciej i by po prostu biegła w
jego stronę.
Nie zdziwiłby się. Sam za nią zdążył się stęsknić tak
bardzo, że aż chciał biec do niej, chwycić ją, zamknąć w objęciach i już nigdy,
przenigdy nie wypuścić.
Znalazła się przy nim. A kiedy już ich ciała oddzielała
odległość nawet nie metra, wypuściła z rąk torbę, która ciężko opadła na
ziemię. I stanęła na palcach, zarzucając ręce na jego kark. Objął ją. Mocno. I
aż uniósł ją mimowolnie, przyciskając do siebie jak skarb, którego już nigdy
nie chciał oddać nikomu. Jej nie przeszkadzało, że straciła podłoże pod stopami
i zawisła w powietrzu, uwieszona na nim.
W końcu… W końcu byli razem…
- Tęskniłam – wyszeptała cichym, drżącym głosem.
- Ja też… Bardzo tęskniłem… - odpowiedział, czując zapach
jej długich, brązowych włosów, czując dotyk jej delikatnej skóry, jej drobnego
ciałka, jej samej, która nareszcie znalazła się przy nim.
~*~
Tak bardzo długi jak dla mnie rozdział dla tak bardzo kochanych kasztanków które tak bardzo musiały się naczekać na tak bardzo smutny i wesoły zarazem rozdział :3
~Podobało się? Komentuj!~
RENEE WRÓCIŁA.
OdpowiedzUsuńOMFG
I'M SO FUCKING PROUD OF U. <3
AND SO LONG CHAPTER!
I'M SPEAKING ENGLISH.
...
Kto miał bałwana na egzaminie z matmy?
NATSU FEELS.
FUCK.
WHY DID YOU DO THIS TO HIM?
TYLE WYCIERPIAŁ.
SPRZEDAJE SIĘ JAKIMŚ STARYM ZBOKOM ZA GROSZE.
NAWET GO NA PORZĄDNEGO BURBONA NIE...
...stać...
...
*świerszcze*
JA NIC *** NIE PISAŁAM.
TO WSZYSTKO TO INCEPCJA.
OMFG
GRAY X JUVIA KISS.
FINALLY ONE OF MY SHIPS RIGHT THERE.
FUCK YEAH.
OTWIERAĆ SZAMPANA.
ALBO NIE.
NAJPIERW PICOLLO.
SZAMPANA NA SYLWESTRA ZOSTAWIAMY.
BĘDZIE PROJECT X.
EPICKO, NIE?
#SWAG
...
Szukam dobrego psychiatry.
ALE GDZIE DO *** JEST MUVIAPHONE? T_T
FUCK.
JA CHCĘ MOJE OTP.
T^T T^T T^T
#sademoticons
#otp
#...
Mara: PRZESTAŃ *** HASZTAGOWAĆ.
NIE ROZKAZUJ MI, WYIMAGINOWANA POSTACI, KTÓREJ I TAK NIE BĘDZIE W KANONIE, BUJAA!
Mara: ...zraniłaś moje uczucia. :(
Lucyna, nie jedz tyle, bo znów Ci w górę pójdzie...
...a chyba nie chcesz jeszcze bardziej napalać Natsu (+ w bonusie resztę mężczyzn, którzy patrzą na południe od oczu).
GALE
GALE GALE
KIJ, ŻE SMUTNE I DZIWNE.
WCIĄŻ GALE. <3 <3 <3
THAT'S MY OTP. <3
Znaczy, Muviaphone i Mrandeneey to OTP...
...ewentualnie Natsu x Whiskey.
FREED. T^T
CZEMU TY MU TO ROBISZ?
NIE MARTW SIĘ FREED.
WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE.
...
KOGO JA *** OSZUKUJĘ? T__T
JERZA FEELS.
Oczywiście jestem nieletnia i nie przeczytałam całego, ale mam wrażenie...
...że ktoś tam bawił się w stalkera. O.o
WIECIE, KTOŚ, KTO CHCIAŁBY...NO CZY JA WIEM? WYKORZYSTAĆ TO WYDARZENIE...NA PRZYKŁAD księżyc.
TOTOCLAIRE.
OMFG.
THEY ARE SO FUCKING CANON.
I SHIP THEM.
OTP.
ONE OF MY OTPs RIGHT THERE.
...
Ale wciąż JT.
~ Evil Queen
Reneè Ty żyjesz !!! Myślałam , że Cię kosmici porwali ;_; no dobra jesztem nowa :3 to już każdy zauważył xD początek szmutny... Fragment z Freedem też... Ale h*j to patologia jest przecież xD jerza... Uuuuuuu ostro xD Gruvia kiss *.* Galevy... Levy ma "idealne" nogi xD boshe takie coś kierowane Gajeelem xD skąd ja wiedziałam , że natsu wrzuci lucyne do wody :p totomaru.będzie.miał bachora O.o oraz... Laxcana , Laxcana ! *tańczy na stole* awwww warto było czekać :*
OdpowiedzUsuńLily : a mi nawet.nie dała do słowa dojść...
Hehe xD
Pijana Mira i Lily
oh. nosz normalnie.. aż brak słów.. nie, nie nie zrozum mnie źle ^^'
OdpowiedzUsuńwszystkiego po trochu.w sumie... to w każdym aspekcie zapewniłaś mi ciekawość ^^
aleee ahh GaLe i NaLu aaaahhh. nie mogę sie doczekać ich dalyszch losów :D
pozdrawiam mysza715 ^^
Oł maj got *.*
OdpowiedzUsuńJa zacznę od tego Natsu może...
Tak smutno ;_;. Biedak, szkoda mi go. *zaczyna gadkę babci* ON JEST ZA MŁODY! CAŁE ŻYCIE MA PRZED SOBĄ, A ZROBIŁ Z SIEBIE PROSTYTUTKĘ MĘSKĄ, NO! Cholera, tak mi go szkoda :c.
Gruvia *w*. Boże, chyba najsłodszy element z tego rozdziału. Ach, ta Juvia! Ten ich pocałunek *achy i ochy*! Takie to było... no, wiadomo jakie.
Mniam. Sorbety znaczy się. Szkoda mi Levy, biedaczka! Ona jeszcze nie wie, że Gajeel z nią będzie i się załamuje nad tym wszystkim. Tak bardzo smutne.
O cholera. Tylko to wpadło mi do głowy, kiedy Totomaru się dowiedział... Ale Claire trochę mnie zawiodła. Żeby takie rzeczy przez telefon mówić?!
GaLe. GaLe! GaLe!!! Smutne było. Baardzo smutne, kiedy tak Gajeel nie żartował... Nie wiem czemu, ale dla mnie było to smutne! I dobrze. Bo potem nieogar Natsu i chichot Lucy rozbawił mnie bardziej :).
Twoje hentaie są inne. Bardziej delikatne i prawdziwiej opisane, a na ten po prostu zabrakło mi słów! No i jeszcze ten pairing! MNIAM.
Teraz to dopiero pogrzeb dla włosów Fredzia ;_;. Miruś, skarbie, nie płacz już. Bo i ja płaczę, psia mać!
KAWAII *.*. Urocze to było. To powitanie po rozłące *rozpływa się*.
W każdym bądź razie - Renuś, pokładów weny i zdrówka i czego sobie życzysz!
Kocham, tak bardzo kocham to opowiadanie! Takie szczere i w sumie rzeczywiste! Chcę więcej, ale wytrwale czekać będę ile się da! I ile będzie trzeba! Więc życzę weny i dużo radości z okazji nadchodzących świąt! ;D
OdpowiedzUsuńJeciu.. Jak miło.. Rozdział.. I szara sobota nabiera sensu.. A teraz do rzeczy. Igneel jest jedną z moich ulubionych postaci, więc to, że jest na tym Blogu uśmiercony mnie zdołowało. Jednakże, Natsu na cmentarzu, nad grobem Ojca, to coś, co dołuje mnie jeszcze bardziej. Ale fragment piękny ogółem. Taki.. rzeczywisty. Gray i Juvia, szczerze? Spodziewałam się. I to prawie takiego fragmentu, choć i tak wywołało to u mnie rozczulenie. A Toto i Claire, ucieszylam się. Zamiast się tym przejąć i strzelić minę w stylu "Boże! I co teraz będzie?", ucieszyłam się. Ale nadrabiam to smutkiem nad losem Miry i Freeda. Kibicuję tej parze już od dawna, ale myślę, że Justine umrze. W końcu, to patologia.
OdpowiedzUsuń...
A GaLe i NaLu przeurocze. Tak samo jak Laxana! Moje dwa ukochane pijaki. Hm.. A Jerza? Taka subtelna, ale rozwalił mnie ten tekst o prawdziwym facecie! No i wisienka na torcie! Bickslow i Renë! Wszystko takie urocze! :) Weny i czasu życzę. Pozdrawiam ;3
Jeeej, stękniłam się! ;*
OdpowiedzUsuńAle dostałam piękny i długi rozdział, więc Ran Nishi się cieszy!
Smutek przemieszany z radością... ehh...
Chociaż jak na Ciebie to i tak dużo szczęścia tu było ;D
Toto... tak naprawdę to nie spodziewałam się po nim takiej reakcji :3
Że się ucieszy, że będzie chciał być przy niej...
Dobra, bo się rozpłaczę ;____:
Już na początku, jak Natsu poszedł na cmentarz tak sobie myślałam, że pewnie znowu będę cały rozdział ryczeć ;c
Ale nie! Bo NaLu piękne było!
I Jellal i Erza... mmmm <3
Zjadłabym lody!
I LaxCana, też piękne!
I Renee przyjechała, yeah! >_<
Tyle tu paringów, tyle pięknych momentów...
Tak jak z Mirą...
Ta sytuacja taka smutna, a taka piękna...
I rozdział piękny!
I przesyłam kontenery weny, pisz, pisz ;**
Hej! Czytam twojego bloga od dawna (baaaardzo dawna). Ale czytam go na telefonie z którego (nie wiedzieć czemu) nie mogę dodawać komentarzy ._. Więc zalogowalam sie w bloggerze d(>.<)b
OdpowiedzUsuńNo, do rzeczy...
Yay~! Reneé powraca~!! Doczekać sie nie mogłam :D Sprawdzam twojego bloga co dwa dni, prawie jakiejś schizy dostałam x.x...
Gruvia... Kya, jak słodko ^ ^! Kocham ten pairing, są uroczy, a twoje opowiadanie idealnie to oddaje ^ ^
Gajeel, świetne podejście "Ale za to glanów ni cholera się nie pobędzie!" XD
Jerza... Moj otp *o*... Alex13... Ja tez przeczuwam stalkera XD...
Mam nadzieje, ze kolejne rozdzialy beda niedługo (i ze bedzie wiecej Gray x Juvia i Jellal x Erza...) :D
Pozdrowienia i weny życzę :)
Dzień dobry. :D
OdpowiedzUsuńJestem Happy Chan i od jakiegoś czasu z niepamięcią oddaję się Twojej "lekturze".
Niesamowicie piszesz, no i... wątek Erzy i Jellala... KOCHAM ♥____♥ < 3333
Liczę na dalszy ciąg i zmykam czytać Twojego drugiego bloga, o ile będę mieć czas w najbliższym miesiącu. T___T
A tak nawiasem, to zapraszam do mnie. Szału nie ma, ale co tam. XDD
Pozdrawiam <3
Happy, niestety, Renee zakończyła działalność na OBU blogach :c. Zobacz jej FP.
UsuńJak to "zakończyła"? Na tamtym jest notka o zawieszeniu, a na tym nic. Nie bedzie juz tu wiecej zaglądać?
UsuńFANPAGE. Na Facebooku. Zamieściła tam tę wiadomość.
UsuńTen początek T^T tytuł zapowiadał się wesoło, pocałunkiem początek rozwalił mnie psychicznie…IGNEEL NIE PATRZ, bo jak mnie zobaczysz w takim stanie, to się wystraszysz ;n;
OdpowiedzUsuńM:No za dobrze to ty nie wyglądasz…Może ci siądę na kolanku i pocieszę?
A: Nie! Zejdź z kolanka! To boli! T^T Chcesz przyspieszyć moją wizytę na pogotowiu?
M:Hmmm~ A co jeśli powiem, że tak?
A: Umrzyj >.<
Wpieprzał lody. Hahahaha rozwaliłaś mnie tym stwierdzeniem, tym razem pozytywnie xD
Are, are~ jaki zazdrośnik :3 chociaż, opłaciło mu się. ;)
A smakowała jak te lody czekoladowe… *Q* jak to słodko brzmi… ♥
Tak dużo słodkości *Q*
M: Rzygam tęczą *Q*
A: Nie bądź niemiła >.<
M: Przepraszam, to nie miało zabrzmieć tak sarkastycznie T^T
A: Wybaczam xD
Tak bardzo sorbety ^.^ Czemu jest środek zimy, a nie lata? Latem nie myśli się o tym, jak mało jeszcze czasu zostało do pełnej samodzielności, nie trzeba się przejmować sprawami codziennymi…
M:Chyba tylko ty An-chan -.-
A: Daj mi pomarzyć o lecie, zła kobieto!
M: Ej, ej dziewczyno, jak już. Nie jestem starsza od ciebie -.-
A: *wywraca oczyma* O! O! O! Laxana <3 Kiedy oni? Dlaczego ja…? Łaaaaa *///*
Szkoda, że tak jej malutko T^T mam nadzieję, że ich wątek się jeszcze rozwinie <3 Mam nadzieję,że to nie będzie tylko „Wakacyjny romans ~ !”
I Nalu, też słodziuchne xD skąd ja znam to wrzucanie do wody ^.^
M: W twoim przypadku, próby wrzucenia cię do rzeki~ ;3
A: Ty tak specjalnie mi przypominasz prawda *chura gradowa unosi się nad An*
M: Po prostu wspominam wakacje, o których wcześniej rozmawiałyśmy hihihi *złośliwy śmiech*
Claire i Totomaru *o* no tak, jak to było…zrobiliście to teraz macie? To brzmi tak wrednie T^T ale Totomaru to odpowiedzialny chłop <3 <3 takiego to by się chciało…oczywiście bez dzieci w najbliższej 10-letniej przyszłości >.<
Biedny Gajeel. Taki samotny… Głowa do góry! Jeszcze tylko kilkanaście linijek i już nie będziesz tak narzekać xD
„Wyczuwając nagłą potrzebę znalezienia się wśród ludzi (pięknych dziewcząt) na plaży” <- latem to chyba wszyscy odczuwają taką potrzebę…w zależności od płci i orientacji rzecz jasna xD
Jak przyjaciele znajdą sobie kogoś, nagle towarzystwo się traci – tak prawdziwe :/
M: Zależy kogo sobie znajdą…
A: Nie kończ. Nie chcę wiedzieć, o co ci chodzi.
M: Ale ty wiesz…
A: Udajmy, że nie wiem xD
OESUOESUOESUOESU! Ten okrzyk chyba wejdzie mi w zwyczaj, jak będę komentować twoje rozdziały :D Renia napisałą +18 *Q* nie spodziewałam się, i nie spodziewałam się jej w tym rozdziale…I to w dodatku Erza x Jellal! Woooow…!
M: */////* Masz chusteczki?
A: Tak, tak, mam. Wiem, jak na to reagujesz xD
Jellal taki dokładny wszystko po kolei… Kurde, Meredis, dawaj te chusteczki…
Tak dawno nie czytałam +18…Odzwyczaiłam się… To było taki…dziwne doświadczenie ~.~
M: An-chan, nie mdlej mi tu~!
No tak, zemdlała i zostawiła mi do skomentowania najsmutniejszą część T^T ja też mam uczucia ;n; jak się obudzi, to się z nią policzę…
Fried, nie umieraj~ T^T jak dalej będziesz taki nieobecny, to jak Mira ci będzie mogła powiedzieć, że cię kocha, co~? Gdzie Happy End~? Huczne wesele, dwustu gości, trójka dzieci~? (liczby wybierane były losowo xD) Fried, wracaj do nas~!
Ooooo przyjechała dziewczyna Bickslow! Mam pewne podejrzenia co do niej, i myślę, że się nie mylę, ale wolę poczekać, aż na pewno wszystko wyjdzie na jaw :3 Takie słodziuchne <3
Ohayo!
OdpowiedzUsuń[SPAM] Istnieje wielu fanów NaLu, ale jeszcze nikt nie zebrał ich w jednym miejscu.
https://www.facebook.com/pages/Nalu-czyli-Natsu-x-Lucy/683176518380471?skip_nax_wizard=true Dołącz do naszego FANPAGE'A, pokażmy, że Polska także istnieje!
Wszysrkie rozdziały przeczytałam wczoraj w około 2 godziny. :D
OdpowiedzUsuńI nie żałuję spędzonego tutaj czasu. Ani trochę! Po pierwsze, szybo się zakochałam w twoim stylu pisania. Lekki, przyjemny, opisowy. ładny :3
P drugie: Levi i Gajeel. :D Jezu, ja ich uwielbiam. q.q Oni są tak od siebie różni. Wydawałoby się, że do siebie nie pasują, ale jednak tworzą według mnie ładną parę. :D Szkoda, że u Ciebie tą parą jeszcze nie są, ale za to Natsu i Lucy~ Mrrr. :3
Na początku, tak bardzo żal było mi Natsu. Q.Q
A Freed ma nie umierać!!! O_O Nie, nie, nie!
www.fairytail-chronicles.blogspot.com
Nieeeeee, ja się nie zgadzam, tak się, kurka, nie robi nooo..... T___T
OdpowiedzUsuń