Ile spał? Krótko. Bo kiedy otworzył oczy, nadal było jasno.
Potarł dłonią twarz i rozejrzał się. W jego pokoju jak zwykle panował bałagan. Bo komu chciałoby się co chwilę sprzątać? Na pewno nie jemu… Wziął na ręce małe, ciepłe coś, co leżało na jego klatce piersiowej. I ostrożnie ściągnął z siebie kota, kładąc go na łóżko. A sam wstał, wychodząc. I poszedł do kuchni.
Pierwszym, co zobaczył, były resztki szklanki roztrzaskanej na podłodze. I duża kałuża soku, który wcześniej pewnie był w naczyniu. Potem, góra brudnych talerzy i kubków piętrząca się w zlewie.
No tak. Bo jak on nic nie zrobi, nikt się niczym nie zajmie. Jak zawsze. Sięgnął po jakąś szmatę i rzucił ją na sok rozlany po podłodze. Napój zaczął wsiąkać w materiał. A on zajął się zbieraniem odłamków szkła.
Kiedy podłoga była posprzątana, podszedł do zlewu. I podwinął rękawy. Biorąc się za zmywanie naczyń usłyszał ciche miałczenie. A potem ciepłe, miękkie futerko ocierające się o jego nogę.
- Wyspałeś się? – Spytał, uśmiechając się mimowolnie i spoglądając na czarnego kota.
Zrobił na moment przerwę, by nasypać nieco żarcia do miski dla zwierzątka. A ten zaraz zapomniał o Gajeelu, zajmując się swoim smakołykiem.
- Dzień dobry! – Zawołała wesoło Lucy, kiedy wraz z Levy weszły do biblioteki.
Kobieta o niebieskich włosach, z okularami na nosie, spojrzała na nich zza swojego biurka. I uśmiechnęła się szeroko, machając do nich.
- Hej, Lucy, córcia! – Powiedziała, witając się z nimi. A potem przytknęła palec do ust. – Tylko cicho, tu jest biblioteka.
- Przepraszam. – Szepnęła szybko Lucy, kiedy obie dziewczyny znalazły się prze biurku pani McGarden.
Często przychodziły po szkole do biblioteki, by pomóc mamie Levy w pracy. Lubiły książki, więc biblioteka była dla nich idealnym miejscem do spędzenia czasu.
- Mało ludzi dzisiaj. – Stwierdziła Lucy, rozglądając się. Bo parę osób siedziało przy stołach, ślęcząc nad książkami. A parę innych spoglądało po regałach, szukając czegoś, co by ich interesowało.
- Trochę. Ale to nawet lepiej, lubię taką ciszę i spokój. – Powiedziała pani McGarden, uśmiechając się do dziewczyn ciepło. – Jak tam było w szkole? – Spytała, wkładając zakładkę między kary czytanej właśnie książki i odłożyła ją na bok.
A dziewczyny z zapałem zaczęły informować matkę Levy o tym, co się ciekawego u nich działo tego dnia.
Kiedy posprzątał w kuchni, poszedł do salonu. A tam prawie potknął się o pustą butelkę po alkoholu. Znowu. Jak zwykle…
Pozbierał tych parę flaszek, by je wyrzucić. I wyłączył telewizor, którego ktoś zapomniał wyłączyć.
Cholera, głodny był… Może by się tak przejechać na jakiegoś kebaba? Z chęcią zjadłby normalną kolację jakąś, ale że lodówka pusta… Trzeba będzie wybulić nieco kasy, by coś zjeść.
Naciągając na ramiona skórzaną kurtkę i wsadzając do kieszeni klucze powędrował w stronę drzwi. Już zakładał buty, kiedy małe, czarne coś otarło się o jego nogę, miałcząc cicho.
- Spokojnie, Lily. Tym razem wrócę szybko. – Powiedział, drapiąc kota pod łebkiem. Zwierzaczek zamruczał głośno, poddając się pieszczocie.
A potem Gajeel zostawił go, wychodząc i zamykając drzwi mieszkania na klucz.
Robiło się nieco późno, więc dziewczyny opuściły bibliotekę. Zostawiając panią McGarden, która jeszcze musiała zostać parę godzin, nim mogłaby zamknąć budynek.
- Do juta, Levy-chan!
- Do zobaczenia, Lu-chan!
Dziewczyny pożegnały się i każda poszła w swoją stronę. Levy szła raźnym krokiem do domu, zastanawiając się, co jeszcze dzisiaj powinna zrobić, poza nauką i zadaniem domowym. Pomoże mamie, jak wróci. Może tata będzie coś od niej chciał…
I tak snując plany szła wesoło przed siebie, mijając obcych ludzi. Chociaż czasem dostrzegła jakąś bardziej lub mniej znajomą twarz. A czasem zawieszała spojrzenie na jakiejś wystawie sklepowej. Czy to z ciuchami, czy to z książkami.
W pewnym momencie musiała przejść przez ulicę. Najgorsze było to, ze to przejście było położone tuż przy zakręcie, przez co nie zawsze było tu bezpiecznie. Sama przeklinała w myślach tego, co wpadł na ten pomysł, ale jednak… Cóż mogła poradzić?
Przechodziła już tędy miliony razy, więc czemu akurat teraz miałoby się coś stać? Upewniła się tylko, czy coś nie nadjeżdża, a potem weszła na pasy.
Nie spieszyło mu się specjalnie. Jechał spokojnie dość. A właściwie wracał. Zjadł, pochodził, zapalił z dresami z osiedla… Czego chcieć więcej? Od tak nędznego życia chyba nic…
Myślał, że gorzej być nie może. Ale chyba jednak życie nie pokazało mu jeszcze całego arsenału swoich sztuczek.
Bo kiedy wyjechał zza tego przeklętego zakrętu, dostrzegł tuż przed sobą dziewczynę, która właśnie wchodziła na przejście dla pieszych.
KTO DO CHOLERU USTAWIŁ PRZEJŚCIE TAK BLISKO SKRĘTU?!
Nie zdąży wyhamować. A mimo to próbował. I skręcił, w nadziei, że być może nie rozjedzie tej drobnej istotki, która słysząc pisk opon z przerażeniem rozejrzała się, i chciała się cofnąć.
Nie zdążyła. Poczuł uderzenie. A zaraz potem stracił panowanie nad motorem. Który po chwili przewrócił się i przejechał bokiem po jezdni, a on przeturlał się kawałek pod wpływem rozpędu.
- Kurwa. – Jęknął, z trudem się podnosząc. Ale zaraz sobie przypomniał o czymś bardzo, ale to bardzo ważnym.
Zerwał się na nogi i pobiegł w stronę, gdzie leżała dziewczyna. Widział, jak trzymała się z nogę, jęcząc z bólu. Spojrzał niżej. I nie wiedział, czy czuć ulgę, że tylko jej noga ucierpiała, czy nadal poczucie winy i strach.
Bo noga dziewczyny, złapana w kilku miejscach, zginała się pod dziwnym kątem, na którego sam widok po plecach Gajeela przeszedł dreszcz. No i było to złamanie tak mocne, że w jednym miejscu biała kość przebiła się przez mięśnie i skórę.
Dobra, jednak nie było aż tak dobrze… Może tylko noga, ale za to poważnie…
Ktoś w tłumie krzyknął. A ktoś, jak słyszał, zadzwonił po pogotowie. Zaś on tylko klęknął obok dziewczyny, nie wiedząc, co zrobić. Cholera, było uważać na lekcjach jak mówili o udzielaniu pierwszej pomocy poszkodowanym!
Złapał się za włosy, niemal rwąc je z frustracji i bezsilności. Mógł tylko czekać, aż przyjedzie karetka. A takie bezczynne czekanie tylko go dobijało.
Leżała w szpitalu. Dopiero co naprawiono jej nogę i założono gips. Ale szczerze, cieszyła się, że tylko jej noga ucierpiała. Mogło być o wiele gorzej…
Słyszała, że ktoś otworzył drzwi. Spojrzała więc w tamtym kierunku, odrywając spojrzenie od okna. I dostrzegła wysokiego chłopaka o długich, czarnych włosach. Prawą stronę twarzy miał nieco zharataną, jakby mocno uderzył o coś. Znała go… Nie wiedziała, skąd, ale wiedziała że wcześniej już go widziała. Może był przy wypadku? Szczerze, wtedy nie bardzo zwracała uwagę na to, kto jest dookoła niej.
- Hej. – Mruknął niechętnie, zamykając za sobą drzwi. I podszedł, wsadzając dłonie do kieszeni spodni. – Jak noga?
Jego czerwone oczy były dość przerażające. Ale stłamsiła w sobie to uczucie. I uśmiechnęła się.
- Lepiej. Zawsze mogło być gorzej. – Odpowiedziała.
Chłopak usiadł na brzegu jej łóżka. Oparł łokcie na kolanach, nieco pochylony, spoglądając na podłogę.
- Chciałem cię przeprosić. Nie zauważyłem cię zza tego zakrętu i… Moja wina, mogłem być bardziej ostrożny. – Powiedział.
Wydawał się przerażający, ale z drugiej strony miała wrażenie, że wcale nie jest zły.
I nagle zdała sobie sprawę, gdzie go wcześniej widziała. I nie chodziło o to, że to on był wtedy przy tym wypadku. Widziała go wcześniej, kiedy razem z Lucy szły do biblioteki mamy. On stał wtedy z jakąś grupką i wyglądali jak dresy z osiedla, kiedy palili papierosy i gwizdali na nie. No super, więc to on?
- Ja też mogłam być ostrożniejsza. – Stwierdziła, uśmiechając się do niego.
On po chwili spojrzał na nią. I też się uśmiechnął.
Cholera, on miał przerażający uśmiech! Drgnęła, ale nie dała po sobie poznać, że ją przestraszył.
- Jestem Levy McGarden. – Przedstawiła mu się, wyciągając do niego rękę.
- Gajeel Redfox. – Odpowiedział, również zdradzając jej swoje imię. I uścisnął jej drobną dłoń swoją, dużą i dość szorstką. Ale mimo to przyjemnie ciepłą.
- Ile będzie ci się ta noga leczyć? – Spytał.
- Zależy… Jak będzie się dobrze goić to niecałe dwa miesiące. A potem jeszcze rehabilitacja i…
- Ja pierdolę… - Jęknął Gajeel, ukrywając twarz w dłoniach. – A miało być dobrze…
Potarł dłonią twarz i rozejrzał się. W jego pokoju jak zwykle panował bałagan. Bo komu chciałoby się co chwilę sprzątać? Na pewno nie jemu… Wziął na ręce małe, ciepłe coś, co leżało na jego klatce piersiowej. I ostrożnie ściągnął z siebie kota, kładąc go na łóżko. A sam wstał, wychodząc. I poszedł do kuchni.
Pierwszym, co zobaczył, były resztki szklanki roztrzaskanej na podłodze. I duża kałuża soku, który wcześniej pewnie był w naczyniu. Potem, góra brudnych talerzy i kubków piętrząca się w zlewie.
No tak. Bo jak on nic nie zrobi, nikt się niczym nie zajmie. Jak zawsze. Sięgnął po jakąś szmatę i rzucił ją na sok rozlany po podłodze. Napój zaczął wsiąkać w materiał. A on zajął się zbieraniem odłamków szkła.
Kiedy podłoga była posprzątana, podszedł do zlewu. I podwinął rękawy. Biorąc się za zmywanie naczyń usłyszał ciche miałczenie. A potem ciepłe, miękkie futerko ocierające się o jego nogę.
- Wyspałeś się? – Spytał, uśmiechając się mimowolnie i spoglądając na czarnego kota.
Zrobił na moment przerwę, by nasypać nieco żarcia do miski dla zwierzątka. A ten zaraz zapomniał o Gajeelu, zajmując się swoim smakołykiem.
~*~
- Dzień dobry! – Zawołała wesoło Lucy, kiedy wraz z Levy weszły do biblioteki.
Kobieta o niebieskich włosach, z okularami na nosie, spojrzała na nich zza swojego biurka. I uśmiechnęła się szeroko, machając do nich.
- Hej, Lucy, córcia! – Powiedziała, witając się z nimi. A potem przytknęła palec do ust. – Tylko cicho, tu jest biblioteka.
- Przepraszam. – Szepnęła szybko Lucy, kiedy obie dziewczyny znalazły się prze biurku pani McGarden.
Często przychodziły po szkole do biblioteki, by pomóc mamie Levy w pracy. Lubiły książki, więc biblioteka była dla nich idealnym miejscem do spędzenia czasu.
- Mało ludzi dzisiaj. – Stwierdziła Lucy, rozglądając się. Bo parę osób siedziało przy stołach, ślęcząc nad książkami. A parę innych spoglądało po regałach, szukając czegoś, co by ich interesowało.
- Trochę. Ale to nawet lepiej, lubię taką ciszę i spokój. – Powiedziała pani McGarden, uśmiechając się do dziewczyn ciepło. – Jak tam było w szkole? – Spytała, wkładając zakładkę między kary czytanej właśnie książki i odłożyła ją na bok.
A dziewczyny z zapałem zaczęły informować matkę Levy o tym, co się ciekawego u nich działo tego dnia.
~*~
Kiedy posprzątał w kuchni, poszedł do salonu. A tam prawie potknął się o pustą butelkę po alkoholu. Znowu. Jak zwykle…
Pozbierał tych parę flaszek, by je wyrzucić. I wyłączył telewizor, którego ktoś zapomniał wyłączyć.
Cholera, głodny był… Może by się tak przejechać na jakiegoś kebaba? Z chęcią zjadłby normalną kolację jakąś, ale że lodówka pusta… Trzeba będzie wybulić nieco kasy, by coś zjeść.
Naciągając na ramiona skórzaną kurtkę i wsadzając do kieszeni klucze powędrował w stronę drzwi. Już zakładał buty, kiedy małe, czarne coś otarło się o jego nogę, miałcząc cicho.
- Spokojnie, Lily. Tym razem wrócę szybko. – Powiedział, drapiąc kota pod łebkiem. Zwierzaczek zamruczał głośno, poddając się pieszczocie.
A potem Gajeel zostawił go, wychodząc i zamykając drzwi mieszkania na klucz.
~*~
Robiło się nieco późno, więc dziewczyny opuściły bibliotekę. Zostawiając panią McGarden, która jeszcze musiała zostać parę godzin, nim mogłaby zamknąć budynek.
- Do juta, Levy-chan!
- Do zobaczenia, Lu-chan!
Dziewczyny pożegnały się i każda poszła w swoją stronę. Levy szła raźnym krokiem do domu, zastanawiając się, co jeszcze dzisiaj powinna zrobić, poza nauką i zadaniem domowym. Pomoże mamie, jak wróci. Może tata będzie coś od niej chciał…
I tak snując plany szła wesoło przed siebie, mijając obcych ludzi. Chociaż czasem dostrzegła jakąś bardziej lub mniej znajomą twarz. A czasem zawieszała spojrzenie na jakiejś wystawie sklepowej. Czy to z ciuchami, czy to z książkami.
W pewnym momencie musiała przejść przez ulicę. Najgorsze było to, ze to przejście było położone tuż przy zakręcie, przez co nie zawsze było tu bezpiecznie. Sama przeklinała w myślach tego, co wpadł na ten pomysł, ale jednak… Cóż mogła poradzić?
Przechodziła już tędy miliony razy, więc czemu akurat teraz miałoby się coś stać? Upewniła się tylko, czy coś nie nadjeżdża, a potem weszła na pasy.
~*~
Nie spieszyło mu się specjalnie. Jechał spokojnie dość. A właściwie wracał. Zjadł, pochodził, zapalił z dresami z osiedla… Czego chcieć więcej? Od tak nędznego życia chyba nic…
Myślał, że gorzej być nie może. Ale chyba jednak życie nie pokazało mu jeszcze całego arsenału swoich sztuczek.
Bo kiedy wyjechał zza tego przeklętego zakrętu, dostrzegł tuż przed sobą dziewczynę, która właśnie wchodziła na przejście dla pieszych.
KTO DO CHOLERU USTAWIŁ PRZEJŚCIE TAK BLISKO SKRĘTU?!
Nie zdąży wyhamować. A mimo to próbował. I skręcił, w nadziei, że być może nie rozjedzie tej drobnej istotki, która słysząc pisk opon z przerażeniem rozejrzała się, i chciała się cofnąć.
Nie zdążyła. Poczuł uderzenie. A zaraz potem stracił panowanie nad motorem. Który po chwili przewrócił się i przejechał bokiem po jezdni, a on przeturlał się kawałek pod wpływem rozpędu.
- Kurwa. – Jęknął, z trudem się podnosząc. Ale zaraz sobie przypomniał o czymś bardzo, ale to bardzo ważnym.
Zerwał się na nogi i pobiegł w stronę, gdzie leżała dziewczyna. Widział, jak trzymała się z nogę, jęcząc z bólu. Spojrzał niżej. I nie wiedział, czy czuć ulgę, że tylko jej noga ucierpiała, czy nadal poczucie winy i strach.
Bo noga dziewczyny, złapana w kilku miejscach, zginała się pod dziwnym kątem, na którego sam widok po plecach Gajeela przeszedł dreszcz. No i było to złamanie tak mocne, że w jednym miejscu biała kość przebiła się przez mięśnie i skórę.
Dobra, jednak nie było aż tak dobrze… Może tylko noga, ale za to poważnie…
Ktoś w tłumie krzyknął. A ktoś, jak słyszał, zadzwonił po pogotowie. Zaś on tylko klęknął obok dziewczyny, nie wiedząc, co zrobić. Cholera, było uważać na lekcjach jak mówili o udzielaniu pierwszej pomocy poszkodowanym!
Złapał się za włosy, niemal rwąc je z frustracji i bezsilności. Mógł tylko czekać, aż przyjedzie karetka. A takie bezczynne czekanie tylko go dobijało.
~*~
Leżała w szpitalu. Dopiero co naprawiono jej nogę i założono gips. Ale szczerze, cieszyła się, że tylko jej noga ucierpiała. Mogło być o wiele gorzej…
Słyszała, że ktoś otworzył drzwi. Spojrzała więc w tamtym kierunku, odrywając spojrzenie od okna. I dostrzegła wysokiego chłopaka o długich, czarnych włosach. Prawą stronę twarzy miał nieco zharataną, jakby mocno uderzył o coś. Znała go… Nie wiedziała, skąd, ale wiedziała że wcześniej już go widziała. Może był przy wypadku? Szczerze, wtedy nie bardzo zwracała uwagę na to, kto jest dookoła niej.
- Hej. – Mruknął niechętnie, zamykając za sobą drzwi. I podszedł, wsadzając dłonie do kieszeni spodni. – Jak noga?
Jego czerwone oczy były dość przerażające. Ale stłamsiła w sobie to uczucie. I uśmiechnęła się.
- Lepiej. Zawsze mogło być gorzej. – Odpowiedziała.
Chłopak usiadł na brzegu jej łóżka. Oparł łokcie na kolanach, nieco pochylony, spoglądając na podłogę.
- Chciałem cię przeprosić. Nie zauważyłem cię zza tego zakrętu i… Moja wina, mogłem być bardziej ostrożny. – Powiedział.
Wydawał się przerażający, ale z drugiej strony miała wrażenie, że wcale nie jest zły.
I nagle zdała sobie sprawę, gdzie go wcześniej widziała. I nie chodziło o to, że to on był wtedy przy tym wypadku. Widziała go wcześniej, kiedy razem z Lucy szły do biblioteki mamy. On stał wtedy z jakąś grupką i wyglądali jak dresy z osiedla, kiedy palili papierosy i gwizdali na nie. No super, więc to on?
- Ja też mogłam być ostrożniejsza. – Stwierdziła, uśmiechając się do niego.
On po chwili spojrzał na nią. I też się uśmiechnął.
Cholera, on miał przerażający uśmiech! Drgnęła, ale nie dała po sobie poznać, że ją przestraszył.
- Jestem Levy McGarden. – Przedstawiła mu się, wyciągając do niego rękę.
- Gajeel Redfox. – Odpowiedział, również zdradzając jej swoje imię. I uścisnął jej drobną dłoń swoją, dużą i dość szorstką. Ale mimo to przyjemnie ciepłą.
- Ile będzie ci się ta noga leczyć? – Spytał.
- Zależy… Jak będzie się dobrze goić to niecałe dwa miesiące. A potem jeszcze rehabilitacja i…
- Ja pierdolę… - Jęknął Gajeel, ukrywając twarz w dłoniach. – A miało być dobrze…
~*~
Aye ~ ! Nowy rozdział ~ ! Ale na tym pierwszym blogu dzisiaj niestety nie będzie... Jeszcze go nie napisałam, a zaraz mnie w domu nie będzie ;/ Soł... Be Happy :)
~Podobało się? Komentuj!~
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńHa ha jak o jedyny raz...
Lecę czytać!
Kyaaaaaaa~! GajeelxLevy~! Jak słodko, a jednocześnie strasznie... Ale chociaż zaczyna się romansik ^.^. Nie mogę się doczekać aż wprowadzisz resztę paringów!
UsuńDosłownie sobie wyobraziłam całą tą akcję i nogę Levy (której wolałabym, jednak sobie nie wyobrażać -,-)...
Pozdrawiam i weny życzę~!
Gajeel sprząta, zmywa..."It's time to clean up!", jak to mawiają. Troszkę dziwnie wyobraża się naszego Gajeel'usia buntowniczka kochanego podczas sprzątania, zwłaszcza, że u mnie wyszedł jeszcze fartuszek...sama nie wiem, dlaczego, to frugo serio mi szkodzi...
OdpowiedzUsuńOgłaszam także, iż Lily jest zdziercą - wyłudza od swojego właściciela miejsce do spania, łasi się, a jak dostanie jedzenie, to już zostawia...eh...I MA DAMSKIE IMIĘ. Nie zdziwię się, jak Kitler go...ten teges, polubi...No...Za dużo kotów, oj, za dużo...Mruczysław znalazł sobie nową dziewczynę i mi odbija. D:
I GALE SIĘ W KOŃCU POZNAŁO. <3 To już mamy spełnione poznanie całej trójcy paringowej *odhacza w notatniku Złej Królowej* No, a teraz poznawanie się, part 2: poznawanie informacji o sobie. Od kogo zaczynamy? :D GALE! GALE! GALE! On do niej przyszedł. *o* I nie jest taki, jak większość tych chamów dresów z XXI wieku. Nie zostawił jej, chciał pomóc (ale Akademia Odwagi chyba nie wie, co to "pierwsza pomoc" >.<), a nawet odwiedził. THIS IS LOVE, MY SHIP. <3 Już szykuję shipowo-radosno-fandomowe filmiki / gify, by spamować. *o*
~ Evil Queen
Ooo, z jednej strony źle, bo biedna Levy, a z drugiej dobrze, bo się poznali ;3
OdpowiedzUsuńSzybko dodajesz, więc już się nie mogę doczekać następnych ^^
Jeee Gajeel x Levy!
OdpowiedzUsuńLaxus: Nie podniecaj się
Cichaj! Rozdział świetny. Ich spotkanie przypomina mi to z anime.
Laxus: poza jednym szczegółem
No, bo tu to on nie zrobił jej krzywdy specjalnie. Dobra jeszcze raz to powiem rozdział świetny!
Pozdrawiam, czekam na następny rozdział, oraz życzę dużo weny!
Najlepszy był ostatni teks Gajeela. ^^
OdpowiedzUsuńBiedna Levy... Jak mogłaś ją tak skrzywdzić...? :/
Ale było tak cudnie, że ci wybaczam... :3
Kochane "dresy z osiedla"~! <3
Pozdrawiam i weny! :*
Oooł jee... Pierwsze bliskie i bolesne spotkanie Gajeela i Levy. Kurcze no mam nadzieję, że Redfox w ramach rekompensaty będzie się troszczył o małego skrzata. Super rozdział ;*
OdpowiedzUsuńAle słodkie.. no, nie do końca ;) W każdym razie pierwsze spotkanie zaliczone, teraz tylko czekać ^^ No i dresy z osiedla xD
OdpowiedzUsuńGajeel to mi bardziej na metala wygląda niż na dresa xd
OdpowiedzUsuńBiedna Levy. Miłość jej życia prawie zrobiła z niej naleśnik.. No dobra, może jeszcze nie wie, że to ten jedyny.. ale to i tak przykre ^^' Teraz będzie ją odwiedzał w szpitalu, przynosił kwiatki.. i będzie wielkie love love love! <3
Weny życzę!
OdpowiedzUsuńYou and I will be save... and sooound! :3 Kocham tą piosenkę!
Mia~chan: Sunna czasami lubi romantyczne i spokojnie piosenki, pomimo tego, że wielbi metal i rock.
Cicho bądź, co sobie pomyśli o mnie >///<
Mia~chan: Tia, jasne.
Reni~chaaaaaaaan! To zupełnie coś nowego! Więc oni tak się spotkają... Boskie :D
Gajeel sprząta?! o.O to do niego nie podobne. Potem... Moment! Levy ma matkę?!
Mia~chan: Zapomniałaś, że to świat rzeczywisty?
Ano, zapomniałam. Gomenne :(
On ją potrącił! *feel like a god* Teraz niech cierpi dres! Prawie zabił miłość swego życia...
Ja jestem ciekawa, jak Natsu zyska w oczach Lucy. Może obroni ją przed gwałcicielami? *w*
Mia~chan: Ty to zawsze najgorsze scenariusze!
Ale wtedy będzie baaardzo romantycznie! :/ Jak zwykle nikt nie docenia moich pomysłów.
Jak Reni~chan będzie chciała skorzystać z tego pomysłu, to bierz :D
Nie będę wnerwiona, tylko zadowolona :P
Sayonara!
Hahahahahaha xD Chociaż może nie powinnam się śmiać, bo wypadek był (i tak kość na wierzchu - uuuu :/), ale końcówką mnie po prostu rozpierd..zieliłaś niech będzie ^.^ W sumie w treści bloga są przekleństwa, ale to nie znaczy że mogę sobie na to pozwalać w komentarzach :D Jestem super fajną Gajeela z tego opowiadania, kocham go normalnie ^.^ No tylko, żeby dresem nie był...
OdpowiedzUsuńA Lily jest taki słoooodki (odezwała się ta co ma fioła na punkcie kotów). Rozdział bomba, co raz lepsze są i nie mogę doczekać się następnego! Buźka Rencia ;* Twoja Yasha ^.^
Haha :D Czy tylko ja sobie nie potrafie wyobrazić Jak Lily chodzi na czterech łapach ? O.o Haha mam beke jak sobie o tym pomyśle XD
OdpowiedzUsuńWidzę, że romans niedługo się zacznie ^^ Nie mogę się doczekać :D !
GaLe! oł jee xD Nosz po prostu się nie mogłam doczekać, kiedy to spotkanie wreszcie nastąpi, tak bardzo się cieszę! (mimo okoliczności) ;33 Współczuję Levy z powodu tego wypadku, ale dzięki temu się poznali, a to jest meeega świetne! No nic, pozostaje iść, czytać następny rozdział i podziwiać Twój talent. xD :3
OdpowiedzUsuńBardziej mi jest szkoda Gajeel'a niż Levy xD Rozdział fajny, jak zwykle zachęcający do przeczytania następnego :)
OdpowiedzUsuńCana: OTWIERAJ TE CHOLERNE DRZWI!!!
NIE!!! Ratunku! Ona chce mnie zabić!
Cana: To będzie coś o wieeeeele gorszego!
Ratunku!!!
Tak się zastanawiałam kto będzie miał ten wypadek...
OdpowiedzUsuńMyślałam właśnie o Gajeelu xD
Ale teraz to bym sobie NaLu poczytała :D
Ooo taaak ^^
Mam nadzieję że szybko będzie, ale żeby się o tym przekonać czytam dalej :D